Yamahoshi już ma zdupiony dzień. Ale już wczoraj wiedziałam, że tak będzie. Napiszę od razu, chociaż nie chcę. 56,1 kg. Wczoraj był obiadek u dziadków. Zupka, drugie danie, drugie-drugie danie, słodycze, lody. Byłam tak pełna, że myślałam, że pęknę a wszyscy dookoła tylko: jedz, jedz, bo mało zjadłaś. Myślałam że zwariuje. Co prawda wszystko było na prawdę dobre, co nie zmienia faktu, że jak się coś w siebie wpycha na siłę to nigdy nie smakuje.
Ale co ja się tak nad wczorajszym dniem rozwodzę. W ogóle ten tydzień to była masakra... W ogóle ostatni MIESIĄC to jakaś masakra! Ja nie wiem, na prawdę co ja odpieprzam?! Chyba mnie coś trafi. Sama nie wiem jak to opisać, w każdym razie masakra. W ogóle nie ćwiczę i wpieprzam ile chcę. To ma być dieta? Ta notka powinna mieć tyuł Tydzień ZERO! Jestem poraszkowa. (Na dodatek polałam się właśnie herbatą i oparzyłam sobie język :/)
Dobra, trzeba się wziąć za siebie bez względu na wszystko. Miałam tyle planów a te wakacje, a jak na razie mam tylko umówioną pierwszą godzinę jazd. Chyba zwariuję. Nie mogę zwariować.
Zobaczymy co to będzie.
ale dziewczyna na zdjęciu ma cudnie chude nogi <3
OdpowiedzUsuńteż ostatni zcas jest dla mnie beznadziejny. no, ale jak się teraz nie weźmiemy w garść to kiedy? trzeba jak najszybciej. prędzej się roztyjemy niż schudniemy ;] trzymaj się ;*
też się biorą za siebie teraz! koniec opieprzania ^^
OdpowiedzUsuńa obiadki u dziadków są z reguły zabójcze :(
powodzenia na jazdach ;*