Back to VISION


Uświadomiłam sobie, że ostatnio trochę zboczyłam z planowanej tematyki bloga i niezbyt mi się to podoba. Zgodnie z adresem bloga, miałam stworzyć tu "swój świat", czy wizję swojego świata. Skończyło się natomiast na nażekanu na beznadziejność otaczającego mnie świata. Wiadomo, nie zawsze wszystko dobrze się układa, bywa lepiej lub gorzej itd., ale nie o tym miałam to pisać. Nie o tym chcę pisać. Co teraz? Pora na sprostowanie. Czas naprężyć tę sprężynę i wziać się w końcu do czegoś poważnego. Chociaż, można uznać, że blog, nie jest na prawdę istotną rzeczą, ale liczy się tu wykonanie planów. Realizowanie ich aż do końca (czyli w moim przypadku do śmierci, braku chęci lub internetu ;P).
Po prostu blog nabierze trochę światła. I co najważniejsze, zdaje mi się, że bedzie ciekawszy. ^^

Ta (mała) zmiana w formie bloga, jest właściwie spowodowana kilkoma przemyśleniami i wnioskami do których doszłąm w ten weekend. O czym myślę? Przede wszystkim o tym, że to co robię w tej chwili jest całkowicie bez sensu i do niczego nie prowadzi. Muszę skupić się na rzeczach, które są dla mnie teraz najważniejsze, czyli na dostaniu się na studia, czyli a bardzo dobrym zdaniu matury. Czyli mniej opieprzania, a więcej planowania, nauczania i konkretnego działania nie ważne w jakiej dziedzinie.
Skoro mam wyeliminować bezsensowne działania, to nasuwają mi się kolejne wnioski i postanowienia. W najnowszym Glamour jest jeden artykuł w którym specjaliści dawali rużne rady w swoich dziedzinach. Oczywiście w śród nich była dietetyczka. Sprawa ma się tak: 1 kilogram ludzkiego tłuszczu to 7000 kcal, kobieta przeciętnie spala dziennie 2000 kcal. Jeśli chodzi o moją dietę, to od początku roku szkolnego nie istnieje. We wrześniu ciągle się obrzerałam, więc przytyłam, a od początka października jem całkowicie normalnie a moja waga spadła i ustabilizowała się na 56-57 kg. Wychodzi na to, ze to moja naturalna waga (o ile mogę tak powiedzieć) i niech tak zostanie. Przez ostatnie półtorej roku ciągle męczyłam się z odchudzaniem całkowicie bezefektownie. Jaki sens ma to dalej ciagnąć? Wiem, że teraz z nawałem rzeczy jakie mam do zrobienie i podejściem mojego ojca, nie znajde czasu na świczenia, ani nie będę w stanie spożywać chociażby 1000 kcal dziennie. A jeśli te warunki nie mogą być spełnione, to raczej nie ma sensu wmawiać sobie, że się odchudziam. Nie chciałabym jednak, by ktokolwiek myślał, że się poddałam. Absolutnie nie. Ja się nie poddaję, po prostu staram się racjonalnie żyć. Bez myslenia sobie oczu. Od maja wszystko się zmieni. Będę tylko pracować raz na jakiś czas i chodzić na rysunek. Wtedy chciałąbym na poważnie i raz, a pozadnie wziąć się za zrzucenie tych kilku pieprzonych kilogramów. Myślę, że się uda. Mam dobre przeczucia bo... wierzę, że w końcu uda mi się ustabilizować swoje życie. Zaczynam teraz. To, czy mi się uda, okaże się w październiku, czyli prawie za rok. (Szczerze mówiąc ciekawa jestem co sądzicie o tej decyzji. Ale całkowicie szczerze.)

Myślę, że napisałam już o najważniejszym. Pozostało mi się tylko wytłumaczyć dlaczego tak żadko coś piszę i komentuję wasze blogi. Otóż, mój tata jest informatykiem a mój i jego koomputer są podłączone do tej samej sieci. Niestety mam na kompie różne dziadostwa, które blokują mu sieć, więc jak mam włączony internet, to on nie może pracować. A, że ostatnio ma więcej pracy niż zwykle, to ja o wiele żadziej mogę być na necie. I tyle. Postaram się pisać jak najczęściej, ale zobaczymy co z tego będzie. ^^

Na tym kończę tę cholernie ważną notkę.
Let's go back to my VISION.

Queen - "Spread Your Wings"

Tę piosenkę bez wątpienie można określić słowem piękny. Przez długi czas była jedna z moich (siedemdziesięciu) ulubionych piosenek Queen, ale dopiero ostatnio wsłuchałam się w jej tekst. Wtedy polubiłam ją jeszcze bardziej i stwierdziłam, że jest na prawdę piękna. To zaskakujące, ile razy można słuchać piosenki i nie odkrywać w niej tego co najważniejsze. Nasłuchałam się wielu piosenek, których tekstów nie rozumiałam, ale mimo to mnie wzruszały. Teraz jestem pewna, że nie odkryłam ich nawet w połowie.